Kunszt autodestrukcyjny.

W futbolowej przestrzeni funkcjonuje mnóstwo zwrotów, sformułowań i wyświechtanych frazesów. Nie ma chyba jednak bardziej uniwersalnego i mającego odzwierciedlenie w rzeczywistości z taką regularnością, niż stwierdzenie, że „największym rywalem The Eagle jest… samo The Eagle”.

Ci którzy obserwują poczynania Orłów dłużej, prawdopodobnie doskonale pamiętają jeden z kluczowych meczów ostatniego sezonu, przeciwko drużynie Isleham United. Zwycięstwo miało podtrzymać nadzieje na tytuł mistrzowski. Sprawa wydawała się o tyle ułatwiona, że Isleham było jedną z najsłabszych drużyn poprzednich rozgrywek i z dużą dozą prawdopodobieństwa można było zakładać, że aspirująca do gry o najwyższe cele drużyna The Eagle FC poradzi sobie z niżej rozstawionym rywalem. Nic bardziej mylnego. Remis 2:2 i koniec marzeń o złotych medalach. Mimo, że Orły prowadziły w tamtej konfrontacji już 2:0….

Oglądający starcie z Huntingdon United kibice, mogli mieć flashbacki sprzed roku. Mecz o niezwykle wysokim ładunku emocjonalnym, z rywalem okupującym dolne rejony tabeli, który przy korzystnym rozstrzygnięciu pozwalał Orłom wciąż myśleć o miejscu na pudle w debiutanckim sezonie na poziomie Dywizji Drugiej. The Eagle FC obejmują szybko komfortowe, zdawać by się mogło, prowadzenie 2:0. I to tyle z pozytywów. Wówczas piłkarze zapominają, jak się gra w piłkę i rozpoczyna się autodestrukcyjna degrengolada. Jak to mówią młodzi ludzie: samozaoranie. Bramkarz myli futbol z siatkówką. Obrońcy kopią się po czole, ewentualnie pakują piłkę do własnej siatki. Środkowi pomocnicy nie potrafią przyjąć piłki, już nie mówiąc o kreowaniu i konstruowaniu gry, do której predestynują ich umiejętności i pozycja na boisku. Skrzydłowi przyglądają się nieporadnym zagraniom swoich kolegów (raczej zza boiska, schowani wśród kibiców, bo na boisku próżno szukać ich błyskotliwości i przebojowości), a napastnicy niczym wytrawni rugbyści walą piłkę trzy metry nad poprzeczką, ewentualnie naśladują powszechnie znanego i lubianego bułgarskiego grajcara – Stojko Stojanowa. Marazm. Niemoc. Letarg. Apatia.
Orły sprawiały w miarę pozytywne wrażenie przez maksymalnie 20 minut sobotniej rywalizacji. Pozostałe 70 minut można śmiało wykorzystać, jako materiał szkoleniowy – opakować w wielowątkową prezentację pod tytułem „Jak nie grać w piłkę nożną” i wykładać na sympozjach dla młodych adeptów futbolu. Piłkarzom The Eagle nie wychodziło kompletnie nic, a ich boiskowe poczynania można podsumować jednym, powszechnie znanym i cyklicznie powtarzanym w środowisku słowem:

The Eagle FC to jest drużyna wyjątkowa. W wielu aspektach. Próżno szukać drugiego takiego zespołu, który w tak prosty, wręcz banalny sposób potrafi sobie skomplikować życie. Orły z taką samą gracją pakują się w problemy, jak postać z legendarnego mema, jadąca na rowerze i ładująca sobie kija w szprychy.
The Eagle FC to drużyna nieobliczalna. Trochę casus Artura Szpilki, który przy III stopniu zagrożenia lawinowego wybiera się na spacer w góry. Z dwoma psami. W klapkach. Orły potrafią po kapitalnym spektaklu ograć bandę osiłków (lub gymbojów, jak kto woli), odstawionych chwilę temu od sztangi, którzy w ramach rozgrzewki robią 75 serii martwego ciągu i których torsy przypominają raczej pas startowy na Heathrow, niż klatkę piersiową przeciętnego człowieka, by za chwilę przegrać z bandą dzieciaków, ledwo odstawionych od cyca matki, wciąż zajadających się kaszkami BoboVita i nadal wołających „bep” na „chleb”.

Oczywiście można uogólniać, sypać adekwatnymi do sytuacji truizmami, szukać usprawiedliwień, doszukiwać się kwadratury koła:

  • zabrakło szczęścia,
  • sędzia nie pomógł,
  • piłka skakała.

Fakty są jednak nieubłagane:
1. Warunki do gry były identyczne dla obu zespołów i bez żadnych wątpliwości w tych boiskowych okolicznościach lepiej radzili sobie zawodnicy z Huntingdon. Szybciej i dokładniej operowali futbolówką, byli lepiej wyszkoleni technicznie i co najistotniejsze pożarli The Eagle FC w aspekcie przygotowania motorycznego i fizycznego. Mecz momentami wyglądał, jak w symulacji FIFA na poziomie legendarnym – zawodnicy gospodarzy biegali 3x żwawiej, 2x szybciej podejmowali decyzje, popełniali zdecydowanie mniej niewymuszonych błędów. Byli bardziej zdeterminowani, mimo że grali o przysłowiową pietruszkę. Chcieli ten mecz wygrać. I wygrali. Ambicją.
2. Od zarania dziejów, odkąd istnieje klub The Eagle FC, sędziowie popełniali błędy i popełniać je będą. Mylą się częściej na niekorzyść Orłów z Newmarket? Być może. Kwestia interpretacji. Prawdopodobnie, gdyby zapytać o opinię przedstawiciela drużyny przeciwnej, to przyznałby, że to właśnie ich drużyna została skrzywdzona, bo w jednej sytuacji została zasygnalizowana pozycja spalona, a prawidłowo zdobyty gol nie został uznany. Trzeba przejść nad tym do porządku dziennego i w każdym kolejnym meczu strzelić przynajmniej jedną bramkę więcej od rywali. Choćby sędzia był ich 12 zawodnikiem. Nie należy z tym walczyć. Nie ma sensu podejmować nawet jakichkolwiek prób, bo w tej batalii z góry stoimy na przegranej pozycji. Jak mawia klasyk: „sędzia nawet jak się pomyli, to i tak ma rację”.
3. Szczęściu trzeba pomóc. Gdyby nie fart to Celtic nie wygrałby z Barceloną w listopadzie 2012 roku, Grecja nie zostałaby Mistrzem Europy w 2004 roku, a Ali Dia nie zadebiutowałby w Premier League w barwach Southampton w listopadzie 1996 roku.
Na boisku czasami wystarczy dokładniej podać. Nieco lżej. Nieco mocniej. Celniej strzelić. Nieco wyżej. Nieco niżej. W światło bramki. Dać bramkarzowi szanse na popełnienie błędu. Zaasekurować kolegę. Lepiej się ustawić. Wykonać wślizg. Udanie przyjąć piłkę. Szybciej odegrać. Dostrzec korzystniej ustawionego kolegę. Ułamki sekund. Drobiazgi. Detale, które nierzadko decydują o końcowych wynikach spotkań. Tylko tyle i aż tyle.

W poczynaniach The Eagle FC w sobotnie popołudnie na Jubilee Park próżno doszukiwać się jakichkolwiek pozytywów. Daremne są próby wypunktowania, jakichkolwiek dobrych momentów w przegranym na własne życzenie meczu z gatunku tych „arcyważnych”. Nawet trzy strzelone bramki niewiele znaczą, jeżeli tracisz cztery. Zabrakło iskry, zabrakło werwy, zabrakło zaciekłej żądzy i pragnienia odwrócenia losów spotkania. Mecz sam się nie wygrał, bo nie miał prawa sam się wygrać.
Za tydzień ostatni mecz tego sezonu. Trzeba mieć nadzieję, że porażka z Huntingdon podziała otrzeźwiająco na drużynę, niczym kubeł lodowatej wody. Niech ta sobotnia wpadka będzie takim zawstydzającym policzkiem w twarz, po którym każdy z zawodników będzie pałał niezmierzoną chęcią zatarcia złego wrażenia po tej wpadce. W starciu z niepokonanym liderem wszyscy chcielibyśmy zobaczyć drużynę z charakterem, walczącą o każdy centymetr kwadratowy boiska, nieustępliwą, upartą zawziętą, dążącą do zwycięstwa wszystkimi możliwymi sposobami i ze wszystkich sił. Żeby zachować iluzoryczne szanse na zajęcie trzeciego miejsca w tabeli na koniec rozgrywek, na boisko w Stretham musi wybiec zespół zdeterminowany i zdyscyplinowany, niepopełniający niewymuszonych błędów i do bólu skuteczny, jak w starciu z Papworth. A nie chaotyczny, niepoukładany, niezdecydowany, ociężały, ślamazarny, flegmatyczny zlepek indywidualności, który stanął w sobotnie popołudnie naprzeciwko młodzieży z Huntingdon. Nadzieja podobno umiera ostatnia. Ale nadzieja też jest matką głupich. Zobaczymy, który z tych frazeologizmów sprawdzi się w przypadku The Eagle FC i ich oczekiwań na dobry wynik na koniec bieżącej kampanii.
Ostatni mecz sezonu 2022/2023 już w najbliższą sobote, 22 kwietnia, na Stretham Recreation Ground (CB6 3LS) o godzinie 15:00. Serdecznie zapraszamy!


HUNTINGDON UNITED – THE EAGLE FC 4:3 (3:3)

BRAMKI: Harrison Scaife x3, Hadley Rodda – Paweł Oziemczuk, Mateusz Gretkowski, Sławomir Pękała

Huntingdon: Samuel Blake, George Clarke, Haydon Hufford, Mark Peacock, Adam Quince, Riley Reed, Hadley Rodda, Daanyal Saddiq, Harrison Scaife, Logan Scaife, Toby Ray.

Rezerwowi: Alfie Dear, Chris Parker, Haydan Rodda, Tylor Watson.

The Eagle FC: Piotr Jedynak – Igor Nowakowski, Arkadiusz Jargieło, Paweł Oziemczuk, Mateusz Kupka – Mariusz Kożuchowski, Kristaps Janens, Mateusz Gretkowski, Dawid Wojtowicz – Krzysztof Oślizlok, Sławomir Pękała.

Rezerwowi: Mircea-Iacob Baciu, Kevin Guerda Nkoy, Michał Kuśnierz.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: